Recenzje - Kino

Sprawiedliwość sprawiedliwości nierówna

2009-12-03 15:11:18
 Wierzysz w prawo i skuteczność wymiaru sprawiedliwości? On też wierzył, dopóki się nie zawiódł.


„Prawo zemsty” opiera się na schemacie znanym z „Życzenia śmierci” – oto dobry obywatel Clyde Shelton (ostatnio coraz bardziej eksploatowany Gerard Butler), żyjący wraz z żoną i córką jak przykładna, amerykańska rodzina, zostaje pewnego felernego wieczora napadnięty w domu przez dwóch bandziorów. Jeden z nich aplikuje mu nóż pod żebra, to samo robi w stosunku do jego żony, która chwilę później umiera na oczach Clyde’a. Ten sam oprawca nie okazuje także litości najmłodszej latorośli Sheltona, która zostaje w sposób makabryczny zamordowana.

Nick Rice (Jamie Foxx), prokurator z 96 % skutecznością w kwestii wygranych spraw, idzie na ugodę z przestępcami, namawiając tego bardziej brutalnego do złożenia zeznań przeciwko swojemu koledze. W efekcie ten winny tylko włamania zostaje skazany na karę śmierci, prawdziwy morderca zostaje wypuszczony na wolność, Nick Rice odnosi kolejny sukces zawodowy, a Clyde Shelton nie może pogodzić się z ułomnością systemu sprawiedliwości, która w tym przypadku wyszła na jaw. Nie może się z nią pogodzić do tego stopnia, że gdy dziesięć lat później nadchodzi czas wykonania kary śmierci za pomocą trucizny, pojemniki ją zawierające zostają podmienione, a rzekomo humanitarna i bezbolesna egzekucja przemienia się w lekcję poglądową na temat „jak zadać człowiekowi najwięcej bólu, zanim łaskawie pozwoli się mu umrzeć”. Początkowo podejrzenia padają na uniewinnionego prawdziwego mordercę, ale gdy zostaje on znaleziony w 27 częściach w starym magazynie, należącym do Clyde’a, Nick Rice musi stanąć oko w oko z tym, który postanowił wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę.

Najpierw spróbujmy zanalizować „Prawo zemsty” pod kątem bohaterów i ich cech osobistych oraz pobudek nimi kierujących. Mogłoby się na początku wydawać, że mamy tutaj ostry podział na trzy kategorie ludzi: do pierwszej należą przestępcy, czyli obywatele, dla których prawo jest co najwyżej wycieraczką pod nogi; druga kategoria to tytułowy „obywatel stosujący się do prawa” (angielski tytuł filmu brzmi „Law Abiding Citizen”), którego uosabia Clyde Shelton przed zabójstwem jego rodziny; i wreszcie trzecią kategorią są ludzie tacy jak Nick oraz jego współpracownicy, którzy egzekwują prawo i dbają o to, żeby nie przestrzegający jego litery zostali ukarani.

Tymczasem już po chwili można stwierdzić, że w „Prawie zemsty” wszystko jest tak naprawdę szare, a wszelkie granice czy podziały są zatarte, niczym schematy prawne narysowane na piasku na plaży, zalane morzem rzeczywistości. Zaczynając od tyłu – Nick to typowy pracoholik, któremu zależy na karierze bardziej, niż na zadośćuczynieniu czyjejś tragedii. Nie będąc pewnym co do wygrania sprawy, woli pójść na ugodę z przestępcą, aby jego statystyki się nie pogorszyły. Co więcej, Nick jest do tego stopnia oddany pracy, że woli pójść na seans pt. wykonanie kary śmierci niż na recital swojej córki (połączenie tych dwóch sytuacji to naprawdę dobry pomysł, a zarazem świetnie nakręcona scena). Nick wyznaje następującą zasadę: „nieważne, co wiesz – ważne, co potrafisz udowodnić w sądzie”, prezentując tym samym poniekąd pewien relatywizm moralny połączony z pragmatyzmem. Doprowadza to do tego, że prawdziwy morderca rodziny Clyde’a ściska dłoń Nick’owi ze słowami: „dobrze, że jesteś w moim narożniku”. Młody prawnik jest świadom tego, że czasem trzeba podjąć trudną decyzję, ale w podjęciu jej pomaga mu wizja skuteczności o cyferkach bliskich 100.

Po drugiej stronie mamy przeciętnego (czyżby?) człowieka, jaki jest Clyde Shelton. Wiedzie on spokojny żywot, nie wchodząc w konflikty z prawem. W momencie jednak, gdy zostaje ono naruszone w sposób, który doprowadza jego żonę i córkę do śmierci, domaga się on sprawiedliwości i tego, żeby system prawny działał na korzyść przykładnych obywateli. Jednak Clyde sromotnie się rozczarowuje, a schematyczny zdesperowany wdowiec i były ojciec jest zdolny do wszystkiego. Powoduje nim z jednej strony zwierzęca chęć zemszczenia się, a z drugiej – chce on dać Nick’owi nauczkę na przyszłość, że nie wolno układać się z mordercami. W tym celu puszcza w ruch całą machinę zabójstw, których ofiarami padają najwyżej postawione osoby w Filadelfii, które działają w szeroko pojętym wymiarze sprawiedliwości i otoczeniu Nick’a. Clyde okazuje się być genialnym strategiem, czego przyczyna leży w jego enigmatycznej przeszłości, odkrytej dopiero w drugiej połowie filmu. Jednakże i on nie jest tutaj bohaterem wyraźnie pozytywnym. Chce pomścić śmierć swojej rodziny, dlatego morduje oprawców – ten fakt jesteśmy jeszcze w stanie zrozumieć, poniekąd oczywiście. Ale to, że w celu dania nauczki prawnikowi zabija on jego współpracowników, siedząc równocześnie w więzieniu – wydaje się, że powód jest zbyt błahy jak na takie postępowanie. Clyde wypowiada wymiarowi sprawiedliwości, czyli „przeżartej robactwem światyni”, wojnę „totalną von Clausewitza”, mając na celu sanację systemu i przywrócenie mu właściwej wrażliwości. W swojej wojnie Clyde posuwa się jednak wyraźnie za daleko, stając się tak naprawdę gorszym od tego, który zamordował mu rodzinę, a spirala zabójstw prowadzi do nieuchronnego, niekoniecznie pozytywnego, zakończenia.

Jaki z tego morał? „Prawo zemsty” nie daje chyba jednoznacznej odpowiedzi, pozostawiając widzowi pole do interpretacji. Wydaje się, że w filmie potępia się kurczowe trzymanie się litery prawa oraz pewnego rodzaju narcyzm połączony z oportunizmem, który odznacza się zbytnią dbałością o swoją jaźń odzwierciedloną. Nie jest to jednak ukłon w stronę starotestamentowej zasady „oko za oko”, o czym dobitnie świadczy rozwiązanie całej intrygi. Film dotyka z jednej strony problemu zbytniego odczłowieczenia wymiaru sprawiedliwości, zupełnie obojętnego na ludzką tragedię i skupionego na wymogach proceduralnych, a nie na właściwym egzekwowaniu prawa, a z drugiej strony, widzę tutaj próbę napiętnowania subiektywnego pojmowania sprawiedliwości, które poprzez tę samą tragedię zostaje kompletnie wypaczone i wykorzystywane w prywatnych celach. Złudzenie, jakiemu ulega Clyde, polega na tym, że wydaje mu się, że jest jedynym sprawiedliwym, podczas gdy przez otoczenie postrzegany jest jako morderca, oddalający się z każdym kolejnym zabójstwem od sedna owej sprawiedliwości, u której podstaw leży poszanowanie życia ludzkiego. Zachęcam do refleksji nad tymi problemami, które niewątpliwie są bardzo zawiłe i raczej wykluczają jednoznaczne rezultaty. Z jednej strony, prawo zemsty w zasadzie uległo derogacji w momencie pojawienia się systemu prawnego, opartego na prawie pisanym, uzupełnionym o powszechnie uznawane prawa człowieka. Z drugiej jednak strony, czy wyraźnie krzywdzący wyrok nie uprawnia choć w najmniejszym stopniu do dochodzenia swoich, społecznie akceptowanych, praw (panie Clyde, następnym razem może najpierw jakaś apelacja, zanim wybije pan połowę prawniczej Filadelfii)? Nie podejmę się rozwiązania tego dylematu – zajęcie stanowiska wymagałoby długiego uzasadnienia, a ten artykuł nie jest miejscem na takowe.

Jeśli chodzi jednak o sam film – „Prawo zemsty” nie zebrało zbyt pochlebnych recenzji, zresztą jak poprzedni film Butlera („Gamer”) i Foxxa („Solista”). Krytyków najbardziej razi fakt, że filmowy Clyde Shelton jest niezwykłym obieżyświatem – uzdolnionym majsterkowiczem i chłonnym humanistą o ukrytych zdolnościach prawniczych. Mi absolutnie nie przeszkadza ten fakt, szczególnie, że cały film trzyma w napięciu, fabuła jest prowadzona dość sprawnie, a całość jest po prostu dobrym filmem sensacyjnym. Butler i Foxx stworzyli ciekawy duet aktorski, który, szczerze mówiąc, chętnie bym jeszcze kiedyś zobaczył.
„Prawo zemsty” było dla mnie chwilowo pewną hybrydą – połączeniem „Życzenia śmierci”, z brutalnością niemal zbliżoną do „Piły” i wymyślnie zaplanowanymi zabójstwami jak w „Se7en”. Pomimo pewnych podobieństw, jest to autonomiczna i pełnoprawna produkcja, której obejrzenie ze swojej strony polecam. Dobra sensacja, połączona z elementami niepokojącymi widza i zmuszającymi do refleksji nad kondycją dzisiejszego wymiaru sprawiedliwości. Przypadek zwykłego obywatela, jakim był Clyde, pozwala się nam z nim utożsamiać – i zadawać sobie pytanie „jak ja bym postąpił w takiej sytuacji”. Odpowiedź albo nas przerazi, albo połechta nasze uczucie praworządności, na pewno jednak nie pozostawi obojętnymi.

Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)

Recenzja powstała dzięki:




Słowa kluczowe: Prawo zemsty, recenzja, film, Cinema City, Law Abiding Citizens
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?

Aquaman i Zaginione KrÃłlestwo
Aquaman i Zaginione Królestwo - recenzja wydania Blu-ray

Czy warto zobaczyć ten film? Jakie dodatki są na płycie Blu-ray?

Polecamy
Gokarty - film Netflix
Gokarty - recenzja

Oceniamy nowy film familijny z platformy Netflix.

Nie słuchaj ich
Nie słuchaj ich - recenzja

Oceniamy nowy, hiszpański horror o zjawiskach paranormalnych.

Polecamy
Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?