"Scott Pilgrim kontra świat": hołd dla pop-kultury
2010-10-25 12:08:05W dniu wczorajszym, podczas ostatniego dnia festiwalu filmowego American Film Festival, odbył się premierowy pokaz filmu „Scott Pilgrim kontra świat” w reżyserii Edgara Wrighta. Obraz jest adaptacją sześciotomowego komiksu, który w Stanach Zjednoczonych określono już mianem kultowego. Każdy z sześciu tomów sprzedawał się błyskawicznie, a ostatnia część, której pierwszy nakład opiewał na liczbę stu tysięcy, rozeszła się w przeciągu kilku dni. Czym jest zatem, jeden z największych fenomenów kulturalnych współczesnych Stanów Zjednoczonych?
Film w reżyserii Edgara Wrighta jest hołdem złożonym niemal całej współczesnej popkulturze. Znajdziemy w nim odniesienia do gier video, amerykańskich love-story i garażowej muzyki, która porywa masy nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Ten hymn pochwalny dla mainstreamowej kultury USA, epatującej super bohaterami oraz nadprzyrodzonymi mocami nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Hipotezę potwierdza początek filmu, którego tytułowy bohater to, chciałby się w tej chwili rzec, typowy 22-latek mieszkający z jednym z amerykańskich miast. Jak się okazuje – nic bardziej mylnego. Scott to basista odjechanej kapeli, trudniący się łamaniem kobiecych serc. Wszystko wydaje się działać bez najmniejszych zastrzeżeń, aż do momentu, w którym poznaje on Ramonę. Chłopak zakochuje się w niej bez pamięci, jednak, aby z nią być musi tylko… pokonać siedmiu jej ex-chłopaków. Nie muszę chyba dodawać, że każdy z nich ma jakieś nadprzyrodzone moce, a cała historia wydaje się być żywcem wyjęta z komiksowej ramki.
Akcja filmu pędzi niczym odrzutowiec, a wspominane przeze mnie posiłkowanie się motywem oldschoolowych gier video (w których ciała znokautowanych przeciwników zamieniają się w monety) staje się motorem napędowym filmu. Tytułowego lowelasa gra Michael Cera, znany głównie z filmu „Juno”. Osoba Cery staje się dla filmu swoistym buforem, przede wszystkim dlatego, że nie wygląda on jak amerykański super-bohater, bądź osoba pretendująca do otrzymania takiego tytułu. Michael jest wątły, wydaje się być niemal ślamazarny. Obsadzenie go w roli Scotta Pilgrima aka Łamacz serc, sprowadza film na ziemię.
„Scott Pilgrim kontra świat” bez dwóch zdań przyda się wszystkim tym, którzy planują zorganizować chill-outowy wieczór filmowy w większym gronie. Jest masa śmiechu, szybkiej akcji, irracjonalizm, który pokonał realizm, czyli wszystko czego potrzeba nam po ciężkim dniu.
Recenzja powstała podczas 1. American Film Festival (20-24 września, Wrocław)
Dominik Pospieszyński
(dominik.pospieszynski@dlastudenta.pl)
Oceny (w skali 2.0 - 5.0):
Dominik Pospieszyński: 4.0
Jerzy Ślusarski: 3.5