Recenzje - Kino

Romans pochwałą banału!

2007-11-05 16:21:10

 Nie ma nic lepszego niż dobry, umiejętnie wyważony melodramat. Oczywiście trzeba zaraz dodać, iż każdy jeden jest tylko banałem, bajką, najprostszą odpowiedzią na dość wstydliwą, ale każdemu dobrze znaną tęsknotę za romantycznym uniesieniem. I w tym też tkwi przyczyna nieustającej popularności i nigdy niemającej nadejść klęski gatunku.

Romans oczarowuje widza, ponieważ daje namiastkę czegoś, co wykracza poza przeciętność zwykłego życia, a raczej obiecuje, że to, co przedstawione na ekranie jest możliwe w rzeczywistości. Dlatego też tak niechętnie poddaje się wymagającej zdystansowanego spojrzenia analizie czy ocenie wartości i nie tak łatwo zakwestionować go racjonalnymi argumentami. Oczekiwania względem romansu nie są zatem nigdy wysokie. Wystarczy bowiem, by jego twórca umiejętnie powtórzył pewien określony, sprawdzony już wielokrotnie schemat fabuły i pojął na czym polega mechanizm jego oddziaływania. Nie trzeba tu wielkiej filozofii, zbytniego angażowania własnej inwencji a jedynie uważnego czerpania z zapewnionych już wzorców. W związku z powyższym tym bardziej dziwi mnie zawsze melodramat nieudany, taki, który zbędnie komplikując i rozmieniając się na drobne, miast oczarowywać, pożądanie omamiać, staje się rażącą intelekt karykaturą samego siebie.

Najnowszy film Lajosa Koltaia „Wieczór” teoretycznie ma wszystko, by być melodramatem rasowym, a więc porywającym i nieodpartym: wspaniała obsada, solidna podstawa w postaci wypróbowanej już na widzach w formie literackiej historii, scenarzystów w osobach samej autorki powieści Susan Minot i autora „Godzin” Michaela Cunninghama i wreszcie reżysera Lajosa Koltai („Los utracony”), którego operatorskie doświadczenie zdradza tu, jakże atrakcyjna dla oka sugestywność i malowniczość zdjęć. Osobno każdy z powyższych elementów to wielka obietnica dana widzowi i argument na korzyść „Wieczoru”, połączone w całość nie dały jednak harmonijnego efektu.

Umierająca kobieta Ann Lord wraca pamięcią do wydarzeń sprzed czterdziestu lat. Młoda dziewczyna jadąc na ślub przyjaciółki nie wiedziała, że te kilka dni naznaczą całą jej przyszłość. Pełna entuzjazmu i wiary w powodzenie chciała czerpać z życia pełnymi garściami i niczego nie żałować. Nie spodziewała się, jak szybko jej marzenia zostaną zweryfikowane, a ona sama będzie zmuszona zadowolić się zaledwie namiastką prawdziwego szczęścia.

 Dom, do którego przyjeżdża Ann należy do świata mało przez nią rozumianych wyższych sfer. Równie mocno zadziwia ją decyzja przyjaciółki, by poślubić niekochanego mężczyznę, co brak wyczulenia jej matki, która największy problem upatruje w rozsadzeniu gości przy weselnych stolikach. Ta sztuczność i chłód relacji rażą Ann, dlatego celowo trzyma się na uboczu towarzystwa. Wspólny język znajduje jedynie z bratem panny młodej- Buddym, przyjacielem jeszcze z lat szkolnych. Ten również nie chce uczestniczyć w odgrywanym wokół spektaklu, ale też, nie potrafiąc poza niego wyjść topi smutki w alkoholu, swoją specjalnością czyniąc psucie każdej wystudiowanej uroczystości rodzinnej. Okazuje się, iż Buddy skrycie kocha Ann. Niestety bez wzajemności. Właściwym obiektem porywu jej serca stanie się bowiem niejaki Harris Arden. I to by było właściwie na tyle, bo romans między dwojgiem bohaterów kończy się prawie natychmiast po tym, jak się zaczyna. Sytuację dramatyczną miał w filmie zagęścić - czyli w istocie stworzyć - fakt, iż Buddy również darzy Harrisa niedwuznacznym uczuciem, jak również to, iż jest on w istocie miłością życia samej panny młodej. Ta silna, ogólna fascynacja Harrisem nie zostaje jednak w filmie niczym uzasadniona i właściwie nie wiadomo, z czego wynika. Ostatecznie ten główny punkt zapalny fabuły osiąga tu taki stopień łagodności, że trudno go wyłuskać z całości. Dla porządku wspomnę jeszcze, że narracja, co chwilę powraca do czasów współczesnych, gdzie poznajemy dorosłe córki Ann borykające się ze swoimi dziwnie nieprzystającymi do reszty opowieści problemami.

Film dziwny, nieudany i zmarnowany. Oczywiście świetne zagrany, ale tym bardziej jest to smutne, że tak wielki potencjał aktorski ulokowany został w tak marnej oprawie. Zbytnie rozdrobnienie wątków, przenosi uwagę widza z miejsca na miejsce nie pozwalając dostrzec motywu głównego i naprawdę przejąć się sednem, czyli dramatem niespełnionego życia bohaterki, która utraciła miłość swego życia zaledwie chwilę po tym jak ją znalazła. I tym samym nurtujące umierającą kobietę dramatyczne pytania: Co by było gdyby…? Jak potoczyłoby się moje życie? Czy byłabym szczęśliwa? Czy byłabym lepszą matką? giną tutaj pośród całkowicie nieistotnych kwestii. A przecież ogrom poczucia straty Anny powinien widza całkowicie przytłoczyć! Nie ma tu tej siły oddziaływania, tego pożądanego tak bardzo, banału rasowego melodramatu. Również postacie nie zostały w filmie dostatecznie dobitnie zarysowane, tak, że w relacjach bohaterów brakuje energii, prawdy, ognia. Dlatego historię tą rozumiemy, przyjmujemy do wiadomości, ale jej nie odczuwamy, nie dajemy się jej zawładnąć.

 Scenariusz zmienił nieco historię znaną z książki i nie wyszło to filmowi na korzyść. Nie, żeby powieść Susan Minot była znowu dziełem wybitnym. Jest to właściwie nieznośnie sentymentalna, stylowo nieapetyczna i bardzo powolna historyjka, która jakimś sposobem stała się w Ameryce bestsellerem. Czego by jednak nie powiedzieć, to w książce, jest jednak spójność, bohaterowie i ich interakcje są prawdziwe, emocje pomiędzy nimi są rzeczywiście wyczuwalne, nie ma też zgrzytów a bardzo naturalne, łagodne przejścia między światem wspomnień i współczesnością, a sama kulminacja jest wystarczająco mocna, by ją zauważyć(!). A zatem książka Minot jest właśnie tym pożądanym banałem, który oczarowuje czytelnika, a którego nie udało się przełożyć na formę filmową.

Podsumowując, prawdą jest, iż oczekujący określonego rodzaju ukojenia widz melodramatu, pragnie schematu, powtórki, nie szuka natomiast elementu nowego, który tylko niepotrzebnie wytrąciłby go z pożądanego stanu. Widz chce zostać oczarowany przez banał! I dlatego w związku z nieudanym filmem „Wieczór” postulowałabym, by romanse były sobą, tzn. rzetelnie wypełniały swoje minimum, by nie próbowano w nich eksperymentować, zostawiono w spokoju sprawdzoną wielokrotnie konstrukcję scenariusza, nie komplikowano i nie rozbudowywano historii do rozmiarów, w których trudno już odnaleźć główny wątek miłosny. Niech romans dobrze spełnia swoje zadanie: oferując przemiłe, łatwo przyswajalne złudzenie, niech daje widzowi prawdziwą satysfakcję.


Joanna Mizgalska

joanna.mizgalska@dlastudenta.pl


 

Słowa kluczowe: Lajosa Koltai "wieczór" recenzja film filmy kino romans nowości recenzje melodramat Susan Minot
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Civil War
Civil War - recenzja

Dlaczego jest to jeden najlepszych filmów 2024 roku?

Polecamy
Miłość i potwory
Miłość i potwory - recenzja

Samobójcza misja ratowania dziewczyny w świecie opanowanym przez zmutowane robale.

Oceniamy trzecią część kultowej serii o Czkawce i Szczerbatku.
Jak wytresować smoka 3 - recenzja

Oceniamy trzecią część kultowej serii o Czkawce i Szczerbatku.

Polecamy
Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Popularne
25 najlepszych filmów wszech czasów
25 najlepszych filmów wszech czasów

Magazyn "Empire" wybrał najlepsze filmy wszech czasów. Zapraszamy do obejrzenia ścisłej czołówki rankingu!

Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi
Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi

Dym w płucach często łączy się z oglądaniem filmów. Prezentujemy 20 idealnych filmów na wieczór z zielskiem.

12 najlepszych filmów psychologicznych
12 najlepszych filmów psychologicznych

Przedstawiamy najlepsze filmy psychologiczne, które każdego oglądającego zmuszą do refleksji!