Recenzje - Kino

Poszukiwany martwy lub martwy

2009-07-27 13:11:07
 „Umrzeć szybko, tak jak się żyło. Nie przeciągać. Inaczej życie nie miałoby sensu”.


John Dillinger nie był zwykłym przestępcą. W dwudziestoleciu międzywojennym zasłużył sobie na miano Wroga Publicznego Nr 1 ze względu na swój spryt, pomyślunek oraz ilość więzień, z których uciekł i liczbę banków, które obrabował. Przeniesienia jego historii na duży ekran podjął się maestro sensacji i kryminału – twórca m.in „Gorączki” i „Zakładnika”, Michael Mann. Wydawałoby się, że film jest skazany na sukces i po prostu musi być dobry.

Johna Dillingera, granego przez wybitnego aktora Johnny’ego Deppa, poznajemy podczas przeprowadzania przez niego akcji uwalniania współprzestępczych kolegów z więzienia stanowego w Michigan. Wraz z nimi napada na kolejne banki, łącząc skuteczność z nieuchwytnością. Tymczasem FBI, wtedy jeszcze bez przedrostka „Federal” jest w powijakach. J. Edgar Hoover, twórca Federalnego Biura Śledczego, walczy o przyznanie mu funduszy przez Kongres udowadniając, że bez federalnej policji ci naprawdę groźni przestępcy pozostają bezkarni. Równocześnie wypowiada pierwszą w dziejach USA wojnę przestępczości, a generałem jego armii policjantów zostaje utalentowany agent Melvin Purvis (w tym wypadku cofnięty o ponad 100 lat w stosunku do „Terminatora: Ocalenie” Christian Bale). Purvis wręcz z perwersyjną obsesją podchodzi do kwestii schwytania Johna Dillingera, koncentrując swoje wysiłki na tropieniu Wroga Publicznego Nr 1 i jego popleczników.

Filmy oparte na faktach mają to do siebie, że z góry wiadomo, jaki będzie ich koniec. Historia Johna Dillingera nie jest jednak tak powszechnie znana jak np. losy Ala Capone, dlatego nie będę zdradzał zakończenia filmu (choć co dociekliwsi widzowie dotarli zapewne do baz FBI i poczytali to i owo). Trzeba przyznać, że losy Dillingera są dość ciekawe,choć niestety uważam, że tym razem Michael Mann nie wycisnął z nich wszystkiego, a niewykorzystany potencjał skutkuje filmem jedynie dobrym, ale nie wybitnym i w żadnym wypadku mistrzowskim.

Nie zawodzą aktorzy. Johnny Depp, który zawsze będzie mi się kojarzył z kapitalną kreacją Jacka Sparrowa, gra finezyjnie, lekko i bardzo dobrze oddaje mentalność Dillingera. Jego głównego antagonistę Christian Bale odtwarza solidnie – to chyba najlepsze w tym wypadku określenie. Wiecznie zmartwiony, bez cienia uśmiechu przez cały film – wydaje się, że w tamtych czasach ścigający jednego z najgroźniejszych przestępców w Stanach Melvin Purvis rzeczywiście mógł być tak usposobiony, co dodaje całemu filmowi autentyczności. Również Marion Cottilard jako ukochana Dillingera, pokazuje się z dobrej strony, choć w tej produkcji jest postacią wybitnie drugoplanową.

Przy takim reżyserze i takiej obsadzie można by w ciemno stwierdzić, że będziemy mieli do czynienia z kandydatem do Oscarów. Takie głosy pojawiły się wśród komentatorów i recenzentów. Według mnie, „Wrogowie Publiczni” nie zasługują na najważniejszą nagrodę filmową, pozostając dobrym filmem kryminalno-gangsterskim, ale równocześnie nawet nie ocierając się o panteon klasyków tego gatunku. Na taki mój prywatny osąd składa się kilka czynników.

Po pierwsze, główny bohater nie jest wystarczająco wyraźnie nakreślony. Ze słów Johna Dillingera ciężko wywnioskować jakąkolwiek inną motywację jego działalności poza ideologią „carpe diem” i maksymalistycznym hedonizmem, nie liczącym się z prawem i ustalonymi konwenansami. Taka interpretacja nasuwa się sama  w zaledwie trzech momentach filmu, co powoduje, że w ciągu 140 minut trwania tejże produkcji nie otrzymujemy tak bardzo przecież potrzebnego psychologicznego studium przestępcy, które pozwoliłoby na sympatyzowanie z nim, bądź na jego znienawidzenie.

Wielkie filmy gangsterskie są zazwyczaj robione w ten sposób, że główny bohater – przestępca pozostawia widzów z dylematem na temat stosunku do niego. Może być on bowiem równocześnie bezwzględny i szlachetny, a do samego widza należy decyzja, jak go będzie postrzegać. W wypadku Dillingera, Michael Mann postawił na dość jednoznaczną interpretację tej postaci i na tacy podał widzowi ciasteczko szczęścia z karteczką „John Dillinger jest cacy” w środku. Wydaje się, że można było tę kwestię potraktować bardziej kompleksowo – na pewno zyskałoby na tym całe widowisko.

Niedostatecznie rozwinięty jest również wątek dotyczący tego, dlaczego Dillinger rabuje tylko banki, nie chcąc przyjąć pieniędzy od zatrwożonych klientów. Może Mann chciał pokazać, że Wróg Publiczny Nr 1 to w gruncie rzeczy nowoczesny Robin Hood, łamiący nie tyle prawo, co prawidła rządzące całym systemem. Może chciał zasugerować, że to system banków jest chory, a Dillinger symbolizuje kontestowanie władzy bankierów i finansistów, co w czasach kryzysu finansowego – ówczesnego i dzisiejszego – jest całkiem nośnym hasłem. Dillinger nie jest przez prasę demonizowany, a nawet można zaryzykować stwierdzenie, że jest przez nią lubiany i poważany – może to znak, że społeczeństwo popiera tego typu zachowania, a winne kryzysu banki właśnie na takie traktowanie zasłużyły? A może Mann chciał nam przekazać jeszcze coś innego. Jednakże nigdy się tego nie dowiemy, bowiem wskazówka intepretacyjna pokazana zaledwie w jednej kilkusekundowej scenie to zdecydowanie za mało, a widz pozostaje z głębokim niedosytem spowodowanym niewykorzystaniem tematu. Nie popieram prowadzenia widza za rączkę i dawania mu lizaków o smaku fabuły, a samodzielne dociekanie prawdziwego sensu filmu jest według mnie właściwym sposobem przeżywania dobrego kina. Jednakże w tej produkcji zabrakło mi punktu zaczepienia, pierwszego schodka na drodze do szczytu sensu, dla każdego zapewne innego.

140-minutowy film jest w gruncie rzeczy niezbyt porywający. Co oczywiste, sceny strzelanin muszą być efektowne i w rzeczy samej rozbudzają tych, którzy zdążyli zasnąć w oczekiwaniu na jakiekolwiek napięcie. „Wrogom Publicznym” brakuje ciężkiej, przestępczej atmosfery, klimatu niepewności, a z założenia mroczna gangsterska produkcja w ostatecznym rozrachunku jest dość cukierkowa i miejscami nudnawa jak sprawozdanie sejmowej komisji ds. rolnictwa.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na technikę kręcenia ujęć, którą zastosował Michael Mann, Rzadko bowiem mamy do czynienia z aż taką intensywnością ujęć z ręki. Są one bardzo realistyczne, gdzieniegdzie wyglądają nawet jak relacja na żywo z miejsca zbrodni. Wiarygodne zdjęcia trzeba zapisać „Wrogom Publicznym” ewidentnie na plus, choć czasem jest ich za dużo.

Z ogromną przykrością muszę stwierdzić, że jestem głęboko rozczarowany tym filmem – stąd zapewne gorycz przezierająca przez niniejszą recenzję. Oczekiwałem mistrzowskiego filmu, godnego poprzednich dzieł Michaela Manna, których ozdobą były pojedynki, szczególnie te psychologiczne, głównych bohaterów, a otrzymałem tylko dobrą, hollywoodzką produkcję z jednostronnie i płytko nakreślonymi postaciami. Mimo wszystko warto obejrzeć ten film, bo w porównaniu do innych nam serwowanych trzyma niezły poziom. Jednakże nie mogę się w żadnym wypadku zgodzić z opinią, że jest to kandydat do Oscara. To musiałby być naprawdę słaby rok, żeby „Wrogowie Publiczni” mieli jakiekolwiek szanse. A może po prostu mam zły gust i jestem zbyt ograniczony umysłowo, żeby zrozumieć wielkość tego filmu. Jak dla mnie bowiem ta produkcja to – oby – chwilowo obniżona forma świetnego reżysera, który następnym filmem na pewno wynagrodzi nam rozczarowanie „Wrogami”.

Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl )


Recenzja powstała dzięki:




Słowa kluczowe: Public enemis, Wrogowie Publiczni recenzja deep, Mann, Bale, John Dillinger, premiera, film, kino
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?

Aquaman i Zaginione KrÃłlestwo
Aquaman i Zaginione Królestwo - recenzja wydania Blu-ray

Czy warto zobaczyć ten film? Jakie dodatki są na płycie Blu-ray?

Polecamy
Mortuarium
Mortuarium - recenzja

Oceniamy opowieści pracowników kostnicy, które już są na VOD.

Blisko
Blisko - recenzja

Jakie problemy podejmuje wzruszająca opowieść Lukasa Dhonta?

Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Wonka film 2023
Wonka - recenzja wydania Blu-ray

Na płycie są naprawdę słodkie bonusy!

Problem trzech ciał
Problem trzech ciał - recenzja serialu

Czy mamy z tym serialem problem?