Po prostu jedź (Drive – recenzja)
2011-09-19 12:11:18Nicolas Winding Refn stworzył coś ponadczasowego – „Drive” to bez dwóch zdań zasłużony zwycięzca tegorocznej Złotej Palmy.
Driver (naprawdę dobry Ryan Gosling) za dnia jest kaskaderem, w nocy zajmuje się jeżdżeniem dla rabusi, którzy go wynajmą. Bez pytań, 5-minutowe okno, w które muszą trafić, żeby się z nim zabrać, niezawodnie. Gdy jego skórzana rękawiczka z charakterystycznym dźwiękiem zaciska się na kierownicy, nie można się oprzeć wrażeniu, że to jest miejsce, do którego on najbardziej pasuje, w którym czuje się pewnie i bezpiecznie. Nadzieję na „normalniejsze” życie uosabiają Irene i jej synek, którymi bohater opiekuje się pod nieobecność męża kobiety, Standarda, odsiadującego wyrok w więzieniu. Po wyjściu na wolność okazuje się, że Standard jest winny pewnym ludziom okrągłą sumkę pieniędzy za protekcję w więzieniu, przez co zarówno on, jak i jego rodzina narażeni są na śmiertelne niebezpieczeństwo. Driver postanawia pomóc Standardowi, a gdy ten ginie w dziwnych okolicznościach okazuje się, że nie wszystko było tak proste, jak wyglądało na pierwszy rzut oka…
Po każdym seansie w kinie staram się odnaleźć odpowiedź na pytanie, które może kiedyś paść z czyichś ust: „o czym jest ten film?”. Oczywiście mogę pisać czy mówić tylko ze swojego, jak najbardziej subiektywnego punktu widzenia, co też czynię i czynić będę. A zatem zwycięzca tegorocznego festiwalu w Cannes to dla mnie opowieść o samotności i o tym, jak dużo możemy zrobić dla obiektu, który burzy ten kulturowo ponury koncept bycia samemu. Przez głównego bohatera nie przemawia porażająca inteligencja, elokwencja czy misterne plany. Nawet w pewnym momencie postać grana przez Rona Perlmana zauważa, że bezimienny Driver nie jest dobry w te klocki tj. w tych elementach życia po ciemnej stronie mocy, w której za wszelką cenę trzeba przechytrzyć innych, postawić na swoim i wyjść z tego bez szwanku, najlepiej dogłębnie raniąc wrogów.
Kierowca kieruje się tylko prostymi uczuciami, a co więcej, wydaje się nie być w nich samolubny, stawiając na pierwszym planie przede wszystkim osobę, która przez chwilę daje mu namiastkę szczęścia, może jest źródłem nadziei na uspokojenie i życie bez niebezpieczeństwa, z jakim niewątpliwie wiąże się rola kaskadera. Zauważmy, że gdy Standard wychodzi z więzienia, Driver nie denerwuje się, nie walczy o Irene – po prostu to akceptuje. Ale chyba nie do końca, skoro wsiada do samochodu, w którym paradoksalnie czuje się bezpiecznie i może być metaforą troskliwych objęć. Driver nie analizuje nazbyt sytuacji z napadem – on zgadza się na niego, chcąc zadbać o bezpieczeństwo osób, które wydaje się, że dały mu coś więcej, niż dotychczas oferowała mu rzeczywistość. I tak łopatologicznie, często bardzo brutalnie, odwołuje się do najbardziej podstawowych – i pięknych! - potrzeb człowieka, bez specjalnego planu. To bardzo ciekawe ujęcie bohatera, małomównego, bardziej słuchającego, wypowiadającego się wtedy, kiedy trzeba. Wydaje mi się, że nieraz widzieliśmy takie postacie, które wykonywały podobny zawód, co nasz bezimienny Driver, ale przy tym były wygadane, pożądane przez kobiety i ogólnie niezniszczalne (vide „Transporter”). Tymczasem o ile zdolności za kierownicą Driverowi nie można odmówić, o tyle jawi się on raczej jako z gruntu dobry, prosty i odrobinę socjopatyczny – może dzięki temu tym bardziej doceniający zainteresowanie, jakie okazuje wobec niego Irene.
„Drive” ma nużące momenty, ale w większości składa się z mistrzowskiego budowania napięcia i uderzeń je rozbrajających. Hipnotyzuje i urzeka. Każdy z nas wyciągnie z tego filmu to, co uzna za stosowne i wybitne. Mnie przypadły do gustu cudowne zdjęcia, nietypowa muzyka i jeszcze bardziej nietypowy, kompletnie niehollywoodzki bohater, z którym łatwo jest zsolidaryzować się na poziomie wartości, ale na zrozumienie całej koncepcji filmu i akcji potrzeba trochę czasu i przede wszystkim własnych przemyśleń. Czego z serca życzę i również z serca polecam – jak dla mnie, jest to jedno z wydarzeń filmowych tego roku. Jury z Cannes zdecydowanie się nie pomyliło.
Drive, reż. Nicolas Winding Refn, prod. USA, czas trwania 95 min., dystr. ITI Cinema, premiera 16 września 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Oceny (w skali 2.0 - 5.0):
Wojciech Busz: 5.0
Jerzy Ślusarski: 3.5
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: