Gwiazdy filmu "Pitbull. Ostatni pies" we Wrocławiu. Zobacz zdjęcia i wypowiedzi! [FOTO]

20 marca 2018 w Multikinie Pasaż Grunwaldzki we Wrocławiu odbył się pokaz specjalny filmu "Pitbull. Ostatni pies" z udziałem kilku gwiazd obsady - Rafała Mohra, Agnieszki Kawiorskiej, Doroty "Dody" Rabczewskiej, a także producenta - Emila Stępnia. Prezentujemy ich komentarze na temat pracy nad filmem oraz fotorelację z tego wydarzenia >>

Aktorzy i producent o pracy nad filmem

- Powrót do „Pitbulla” to było dla mnie ogromne zaskoczenie i wyzwanie. Po 12 latach musiałem się zmierzyć z postacią, którą gram, a która jest już kultowa, co na każdym kroku było mi okazywane przez widzów. (…) Wiedziałem, że odpowiedzialność jest duża, ale frajda przy realizacji była ogromna. Starałem się, by ten bohater nie zagubił takich cech jak zawziętość w działaniu czy konkretne spojrzenie na całą sprawę. On jest też w filmie mózgiem całej operacji - mówi Rafał Mohr. - Jeśli chodzi o presję, to ja takowej nie odczuwałem, bo ja nie żyję światem zewnętrznym, nie śledzę newsów. Fajnie jest żyć bez takiego obciążenia. Zdaję sobie sprawę, że to duże obciążenie dla twórców i producentów kolejnej części, jednak ja osobiście presji nie odczuwałem - dodaje Mohr.

- Bardzo ucieszyłam się z propozycji zagrania w nowym „Pitbullu”, bo wiem, że jest to już seria kultowa. Sama kiedyś oglądałam serial i marzyłam, by kiedyś w tym zagrać. (…) Najtrudniejsza była dla mnie scena, w której leci mi krew z nosa. Przed kręceniem, dowiedzieliśmy się, że robimy to tylko raz, choć mieliśmy z Marcinem Dorocińskim po kilka sztuk kostiumów na wypadek ubrudzenia. Reżyser powiedział, że jednak zrobimy to raz i jeśli to wyjdzie dobrze to będzie w filmie, a jak nie to nie. To był duży stres, tym bardziej, że chciałam, by ta scena była w filmie, bo jest ciekawa - mówi Agnieszka Kawiorska.

- Dla mnie, jako dla aktorskiej amatorki, która pierwszy raz w życiu ma styczność z profesjonalnymi aktorami i z planem filmowym, było to dosyć trudne. Chciałabym tych dubli robić jak najwięcej, by jak najwięcej z siebie wycisnąć. Nie mam takiego doświadczenia, jak moi koledzy z obsady. A te dwa-trzy duble, które były mi przez pana Władysława Pasikowskiego oferowane, to było co najmniej o 102 za mało (śmiech). Trochę walczyłam o więcej dubli, ale moim sukcesem są cztery - mówi Dorota "Doda" Rabczewska.

- Nie chcę grać w filmach. Nigdy nie chciałam i to nie było moje marzenie ani ambicja. Jest mnóstwo bardziej utalentowanych ludzi ode mnie na to miejsce. Jeśli miałabym jeszcze kiedykolwiek zagrać w jakiejś produkcji, to chciałabym, by to była komedia. Wiem jednak, że takich dobrych w Polsce jest mało. Zatem to tzw. marzenie ściętej głowy - wyznaje Dorota Rabczewska.

- Wiem jak jestem postrzegana w mediach. Mam prawo być tak postrzegana i chcę być tak postrzegana. Moja scena jest moim statkiem. Ja jestem żaglem, okrętem i kapitanem. To się nigdy nie zmieni. Scena je mi z ręki. Natomiast, gdy wchodzę na pole, o którym nie mam zielonego pojęcia, to zdejmuję ten mój cały pawi ogon i słucham się mądrzejszych. Moja pokora objawiała się tym, że wchodząc w terminologię sportową, był mój trener - reżyser, byli koledzy ze sztafety - profesjonalni aktorzy oraz ja - osoba, która musi szybko biec, by nie zepsuć wyniku końcowego. A jeśli chodzi o przygotowania do zdjęć, to były bardzo proste - nauczyłam się roli i weszłam na plan. Presji nie czułam, a jedynie radość i zaszczyt - zdradza Doda.

- Chyba ja jedyny czułem presję! - mówi z uśmiechem Emil Stępień, producent filmu. - Począwszy od, nawet nie aktorów, ale ich managerów, poprzez wszelkich kontrahentów, aż do osób wynajmujących sprzęt i garderobę, wszyscy liczyli sobie podwójne stawki. Musiałem się napocić, aby to wyrównać do poprzednich wersji - opowiada. - Pan Pasikowski to jest człowiek, który preferuje kino amerykańskie, czyli kino producenckie. To oznacza, że wymaga pełnego profesjonalizmu na planie. Czas zdjęć jest wyliczony niemal co do sekundy. Dzięki temu łatwiej gospodarować kosztami - opisuje Stępień.

Jeśli chcecie poznać naszą ocenę filmu "Pitbull. Ostatni pies", zaczęcamy do przeczytania recenzji filmu >>

Michał Derkacz

fot. Krzysztof Zatycki