Gra o tron - recenzja 7. sezonu
2017-08-29 09:41:51Recenzja zdradza kluczowe elementy fabuły.
David Benioff i D.B. Weiss, twórcy Gry o tron, największego przeboju HBO, w 7. sezonie przyśpieszyli z akcją. Koniec tytułowej rozgrywki zbliża się wielkimi krokami i widać to na każdym kroku. Do końca serialu zostało tylko kilka odcinków. Na szachownicy mamy już tylko kilka figur, a ostateczny ruch niemal widać na horyzoncie. Akcja jest gęsta i emocjonująca, ale czy nie odbija się to na jakości 7. sezonu? Przeczytaj recenzję!
W trakcie tego sezonu mogliśmy obserwować jeszcze szybciej wykruszających się graczy. Kolejni, ważni bohaterowie żegnali się życiem, lub trafiali do mrocznych lochów i już nigdy ich nie zobaczymy. Ostatecznie, w momencie zakończenia 7. sezonu w walce o tron liczy się tylko w zasadzie tylko Cersei Lannister, Daenerys Targaryen i Jon Snow (, którego prawdziwa tożsamość, formalnie stawia go na pierwszym miejscu w kolejce). Mało prawdopodobne, by o troch chciał walczyć ktoś z trójki Sansa, Tyrion, Bran.
Niewątpliwie zaletą sezonu, który właśnie się zakończył jest ilość i jakość scen akcji. Dostaliśmy dwie szalenie efektowne bitwy z udziałem smoków, jedną walkę na morzu i świetnie zmontowaną akcję z zajęciem zamków (w 3. odcinku). Zdarzały się oczywiście wątki lepsze i gorsze. Niemal wszystko, co działo się w Winterfell było nudne i mętne. Dopiero w ostatnim odcinku bohaterowie przestali chodzić z kąta w kąt a zaczęli podejmować jakieś istotne działania. Także przynudzająca na fotelu Cersei była dość irytująca. Ciekawie było natomiast na Smoczej Skale. Upragnione spotkanie Daenerys i Jona (i wszelkie jego następstwa) raczej spełniło oczekiwania widzów. Ogólnie, w tym sezonie było kilka wielkich spotkań po latach, które za każdym razem wypadały satysfakcjonująco i naturalnie.
Jeśli chodzi o wady 7. sezonu, to nie da się nie zauważyć, że wyjątkowe tempo akcji negatywnie wpływa na wiarygodność, klimat i ogólny odbiór zdarzeń. Absurdalne tempo przemieszczania się niektórych postaci, otwarcie nazywane przez krytyków teleportacjami, raziło bardzo, szczególnie, gdy przypominamy sobie powolne tempo akcji z pierwszych pięciu sezonów, do którego już przywykliśmy. Odległości i to co spotyka bohaterów po drodze zawsze miało znaczenie. Nagle to się zmieniło i fakt ten trzeba zaliczyć do minusów. Wrony działające jak sms i odrzutowe smoki, czyli absurdy z 6. odcinka są apogeum tego problemu.
Nie da się jednak nie zauważyć iście filmowego rozmachu całej produkcji. Kostiumy, scenografie, dbałość o detale utrzymują się na stałym, wysokim poziomie. Znów imponuje znakomite aktorstwo, a wszyscy bohaterowie mają swoje motywacje, zadania i cele, a każdy, nawet drugoplanowy członek obsady dostaje „swoje 5 minut”. Po upadku muru, z zapartym tchem czekamy na 8. sezon. Tam ciekawa będzie zarówno ostateczna walka z armią nieumarłych, jak i wszelkie, szybko zmieniające się zależność między postaciami. Jak to wszystko się zakończy? Odpowiedź poznamy najszybciej za rok.
Michał Derkacz
fot. materiały prasowe