Dzień śledzi (Noc rekinów – recenzja)
2011-09-21 11:53:563D dla 3D, naiwna fabuła i miszmasz „Jeziora marzeń” i „Szczęk”, czyli „Noc rekinów 3D” w kinie.
„Noc rekinów” zaczyna się jak tradycyjny, wakacyjny „horror” dla nastolatków – grupa znajomych wyjeżdża gdzieś daleko od miejsca zamieszkania, oczywiście na odosobnione odludzie, do tego przy jeziorze (brakuje tylko Voorheesa). Komórki nie mają tu zasięgu, a słońce praży niemiłosiernie, w związku z czym bohaterowie zaczynają taplać się w wodzie. Do czasu, aż jeden z nich (zaskakujące, czarnoskóry!) nie straci ręki w wyniku bliskiego spotkania z rekinem. Ale skąd ta ryba – a w zasadzie te ryby, bo jest ich tam kilkadziesiąt – znalazły się w jeziorze? W efekcie huraganów, czy może ktoś wpuścił je tam umyślnie? Kość za kością, ość za ością giną kolejni uczestnicy wycieczki, co przybliża resztę do rozwikłania mrocznej tajemnicy okolicy…
Czy tylko mi wydaje się to oklepane i niedorzeczne zarazem? Może zepsuję komuś zabawę (zakładając, że takowa z „Nocą rekinów” jest możliwa), ale cały film czekałem na to, aż rekiny wyjdą na ląd. Nie zrobiły tego, a byłoby to piękne ukoronowanie wszelakich absurdów fabularnych i wizualnych. Najgorszym z najgorszych elementem „Nocy rekinów” jest to, że aby poszerzyć spektrum potencjalnych odbiorców, twórcy zdecydowali się na wersję PG-13. Co oznacza to w praktyce? Sceny, w których aż się prosi o pokazanie rozszarpanych twarzy, kończyn czy choćby delikatnych flaków zastąpione są widokiem czerwonej wody. To tak śmieszne, że aż smutne – nawet w filmach klasy F jest to lepiej rozwiązane. A nazwisk aktorów nawet nie warto wspominać – mam tylko nadzieję, że managerowie tych młodych ludzi będą w przyszłości podsuwali im bardziej ambitne role, bo inaczej nie wróżę im wielkich karier.
Zastanawiam się, z jakiego powodu przeciętny widz mógłby pójść na „Noc rekinów” i naprawdę nie jest mi łatwo to wymyślić. Na pewno nie chodzi mu – oby, o zgrozo! – o to, żeby pogrążyć się w refleksji nad przemijaniem i współbytowaniem ludzi i zwierząt. Może wiedzie go żądza rozrywki, w której mózg pełni rolę zahibernowanego misia. Może na czoło wysuwa się ciekawość, dotycząca efektów specjalnych, 3D, fabuły albo tego, czy ten film jest naprawdę tak słaby, jak by to wynikało zarówno z jego trailera, jak i z tytułu i wszelakich recenzji.
Na „Nocy rekinów” w zasadzie ani się nie wystraszysz, ani nie popłaczesz, ani nie będziesz przeżywać jakichkolwiek emocjonalnych uniesień. Co najwyżej, co jakiś czas wybuchniesz śmiechem w reakcji na ekranowe absurdy, z rekinem skaczącym niczym delfin na czele. I tak jak nie jestem pewien co do powodu, dla którego można by było wybrać się na ten film, tak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jego twórcy mieli tylko jedno na myśli: zarobić tyle, żeby móc się zajadać jakimiś wymyślnymi potrawami z rekinów i ponurkować sobie z nimi w pobliżu jakiejś egzotycznej wyspy. I nic poza tym, innego racjonalnego uzasadnienia poza kasą po prostu nie da się znaleźć.
Dlatego na „Noc rekinów” wybierz się tylko wtedy, gdy koniecznie chcesz zobaczyć coś w 3D, a pozostałe propozycje w kinie już widziałeś. I pamiętaj: zbliżasz się do sali kinowej na własną odpowiedzialność. Bo może się okazać, że w połowie filmu stwierdzisz, że bardzo chciałbyś, żeby ten rekin wyłażący z ekranu naprawdę odgryzł ci głowę, tak dla ulżenia skołatanej duszy.
Noc rekinów, reż. David R. Ellis, prod. USA, czas trwania 91 min., dystr. Monolith Films, premiera 9 września 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: