Dojrzewalnia młodych Norwegów
2008-01-10 12:22:04„Reprise” to śmiesznonieśmieszna historia o życiowych udacznikach i kilku kobietach, z których najważniejsza jest literatura.
A skoro wkracza ona w roli kobiety, to musi być ciekawie. Oznacza to bowiem, że niewiasty będą wybrakowane, lub – i to jest bardziej prawdopodobne – ekranowi mężczyźni będą gonić za nierealnymi ideałami. Niestety film Joachima Triera takich treści nie zawiera, co w pył obraca powyższy wywód, ale nie znaczy bynajmniej, że jest nudno czy miałko.
Już początek potwierdza, że wkroczyliśmy do niezwykle ciekawej krainy. Dwóch młodych pisarzy wysyła do wydawnictwa swoje książki, a poniesiony emocjami narrator, prezentuje nam ich domniemane losy. Po powrocie do (filmowej jednak) rzeczywistości, obserwujemy karierę literacką jednego bohatera i załamanie nerwowe drugiego. Nie ma miejsca na przestoje.
Film toczy się wartko, a scenarzysta co i rusz serwuje nam mniej czy bardziej wyszukane smaczki humorystyczne. Akcja radzi sobie znakomicie, więc warto zwrócić uwagę na sens, przesłanie czy morał. Cóż, jest tam trochę tego, więc trzeba myśleć; i to tęgo.
Warstwa pierwsza to literatura i jej rola w życiu młodych ludzi. Nie jest ona skromna skoro Erik stawia na szali kobietę i swoją książkę, która jak się okazuje ma zostać opublikowana. A to nie koniec - Erik w końcu opuszcza bliskich i dalekich, aby przez rok w spokoju pisać. Literatura zbyt często pokazuje tu swoja siłę.
Druga warstwa opowiada o wchodzeniu w dorosłość, oczekiwaniach i tym co z nich zostaje. Potrzebne są rozczarowania i sukcesy. Tak przebiega proces dojrzewania od zawsze i Trier nic tu zmienić nie może. Jest natomiast w stanie poprowadzić nas niemal niezauważalnie przez coś co często nazywa się „ludzkimi perypetiami” czy „drogą przez życie”. W tym filmie te dość duże przecież słowa, stają się znajome i codzienne. Losy bohaterów przeplatają się jak kolorowe wstążki energetycznie drżące na wietrze.
Kolejny plasterek naszej tajemnicy stanowi męska stadność i jej skutki. Niestety, w tym miejscu należy przyznać, że mężczyźni w grupie dojrzewają wolniej i jest to prawo nienaruszalne. A że nasi bohaterowie tworzą męską grupę, to ich także dotyczy. Nie jest to wcale ciężki zarzut. Ot, taka skromna uwaga, która może się okazać pomocna przy odbiorze i interpretacji.
Opisów pozostałych warstw nie będzie. Nie dlatego, że to przekracza moje możliwości intelektualne, ale po prostu chcę uniknąć nudy i powtarzalności. Dlatego będzie o pięknej swobodzie i radości życia, które przenikają do widzów z ekranu. Miło jest się dowiedzieć, że w Norwegii ludzie mają poczucie humoru, potrafią opowiadać świat i mają do siebie dystans. Miło jest się również dowiedzieć, że inni ludzie na sali kinowej także dostrzegają te zalety - to świadczy (?) przecież o naszej inteligencji.
Smakowite jest to kino. Takie, w którym nie brakuje żadnej przyprawy, a wszystkie proporcje zostały spełnione. Po seansie stwierdziłem, że dookoła mnie jest mnóstwo wszystkiego i że to wszystko jest w moim zasięgu. To chyba dobry znak. I dla filmu, i dla mnie.
A skoro wkracza ona w roli kobiety, to musi być ciekawie. Oznacza to bowiem, że niewiasty będą wybrakowane, lub – i to jest bardziej prawdopodobne – ekranowi mężczyźni będą gonić za nierealnymi ideałami. Niestety film Joachima Triera takich treści nie zawiera, co w pył obraca powyższy wywód, ale nie znaczy bynajmniej, że jest nudno czy miałko.
Już początek potwierdza, że wkroczyliśmy do niezwykle ciekawej krainy. Dwóch młodych pisarzy wysyła do wydawnictwa swoje książki, a poniesiony emocjami narrator, prezentuje nam ich domniemane losy. Po powrocie do (filmowej jednak) rzeczywistości, obserwujemy karierę literacką jednego bohatera i załamanie nerwowe drugiego. Nie ma miejsca na przestoje.
Film toczy się wartko, a scenarzysta co i rusz serwuje nam mniej czy bardziej wyszukane smaczki humorystyczne. Akcja radzi sobie znakomicie, więc warto zwrócić uwagę na sens, przesłanie czy morał. Cóż, jest tam trochę tego, więc trzeba myśleć; i to tęgo.
Warstwa pierwsza to literatura i jej rola w życiu młodych ludzi. Nie jest ona skromna skoro Erik stawia na szali kobietę i swoją książkę, która jak się okazuje ma zostać opublikowana. A to nie koniec - Erik w końcu opuszcza bliskich i dalekich, aby przez rok w spokoju pisać. Literatura zbyt często pokazuje tu swoja siłę.
Druga warstwa opowiada o wchodzeniu w dorosłość, oczekiwaniach i tym co z nich zostaje. Potrzebne są rozczarowania i sukcesy. Tak przebiega proces dojrzewania od zawsze i Trier nic tu zmienić nie może. Jest natomiast w stanie poprowadzić nas niemal niezauważalnie przez coś co często nazywa się „ludzkimi perypetiami” czy „drogą przez życie”. W tym filmie te dość duże przecież słowa, stają się znajome i codzienne. Losy bohaterów przeplatają się jak kolorowe wstążki energetycznie drżące na wietrze.
Kolejny plasterek naszej tajemnicy stanowi męska stadność i jej skutki. Niestety, w tym miejscu należy przyznać, że mężczyźni w grupie dojrzewają wolniej i jest to prawo nienaruszalne. A że nasi bohaterowie tworzą męską grupę, to ich także dotyczy. Nie jest to wcale ciężki zarzut. Ot, taka skromna uwaga, która może się okazać pomocna przy odbiorze i interpretacji.
Opisów pozostałych warstw nie będzie. Nie dlatego, że to przekracza moje możliwości intelektualne, ale po prostu chcę uniknąć nudy i powtarzalności. Dlatego będzie o pięknej swobodzie i radości życia, które przenikają do widzów z ekranu. Miło jest się dowiedzieć, że w Norwegii ludzie mają poczucie humoru, potrafią opowiadać świat i mają do siebie dystans. Miło jest się również dowiedzieć, że inni ludzie na sali kinowej także dostrzegają te zalety - to świadczy (?) przecież o naszej inteligencji.
Smakowite jest to kino. Takie, w którym nie brakuje żadnej przyprawy, a wszystkie proporcje zostały spełnione. Po seansie stwierdziłem, że dookoła mnie jest mnóstwo wszystkiego i że to wszystko jest w moim zasięgu. To chyba dobry znak. I dla filmu, i dla mnie.
Marcin Gębicki
Słowa kluczowe: reprise norwegia recenzja recenzje film kino kina filmy recenzje nowości premiery