Ciche miejsce - recenzja
2018-04-16 10:10:13„Ciche miejsce” to jeden z tych horrorów, które zwracają na siebie uwagę stosując jeden, prosty, ale ciekawy motyw – pomysł, odróżniający daną produkcję od setek innych, wtórnych i banalnych straszaków, jakich w kinach ciągle jest nadmiar. Dreszczowiec autorstwa Johna Krasinskiego absolutnie warto zobaczyć choćby ze względu na wspomnianą odmienność od reszty. Jednak czy jest to film tak innowacyjny, jak można by przypuszczać? Przeczytaj recenzję!
Są opancerzone. Są ślepe. Atakują dźwięk. Oto potwory, które w niedalekiej przyszłości spustoszyły świat ludzi, zanim ci nauczyli się zasad przetrwania. Tak naprawdę zasada jest jedna – będziesz cicho to przeżyjesz. Zrobisz jeden fałszywy ruch – rozbijesz coś, zaskrzypisz podłogą, powiesz coś nie szepcząc – potwory usłyszą cię i błyskawicznie zabiją. W takich warunkach przyszło żyć kilkuosobowej rodzinie, która od miesięcy funkcjonuje w nieustannym napięciu, wiedząc, że w okolicy ich domu grasują trzy, obdarzone genialnym słuchem, monstra.
„Ciche miejsce” to film, który ma na siebie jeden pomysł, ale jest to pomysł znakomity. Już bardzo mocny początek, daje nam do zrozumienia, z jak ogromnym zagrożeniem mamy tu do czynienia. A potem jest to napięcie i ta pozytywnie „nieznośna” atmosfera niepewności, poczucie, że w niemal każdej chwili jakaś postać przypadkowo może ściągnąć śmierć na siebie i innych domowników. To właśnie ten szeroko rozumiany klimat sprawia, że „Ciche miejsce” ogląda się z zapartym tchem.
Oczywiście, z racji ustanowionych zasad, bohaterowie nie mogą się do siebie odzywać i przez większą część seansu tego nie robią. Mówią albo absolutnym szeptem, albo porozumiewają się na migi (czego wymaga także niesłysząca córka). Twórcy w ciekawy sposób prezentują nam życie codzienne rodziny, która z biegiem czasu wypracowała już sobie pewne schematy postępowania i przystosowała dom oraz okolicę do bezszelestnego poruszania się. Jednak nie zawsze można być cicho. Przecież niemal niewykonalne jest nieme urodzenie dziecka czy późniejsze zagłuszenie jego płaczu…
Tak właśnie toczą się losy tej rodziny – od jednego zbyt głośnego dźwięku, do kolejnego. Od jednej próby przetrwania ataku potworów do kolejnej. Aż w końcu stajemy przed punktem, z którego nie ma odwrotu. Film stopniowo buduje napięcie i dawkuje emocje, aż do niezłego, satysfakcjonującego finału.
Nie jest to oczywiście produkcja bez wad. W tzw. międzyczasie bardziej wymagający widz szybko zwróci uwagę na szereg nieścisłości. Skoro pobliski wodospad zagłusza dźwięki i pozwala zachowywać się naturalnie, to dlaczego rodzina nie przeniosła się właśnie tam? Dlaczego tak późno odkryto, że aparat słuchowy dziewczynki to klucz do odkrycia słabego punktu potworów? Dlaczego stwory nawiedzały dom bohaterów, nawet gdy ci byli zupełnie cicho? To wady, ale na szczęście nie psują odbioru całości.
Na brawa zasługuje natomiast obsada. Aż przyjemnie patrzeć, jak aktorzy radzą sobie w swych rolach, posługując się jedynie gestami, mimiką i spojrzeniami. To wymagające aktorskie zadanie zostało wykonane wzorowo, a Emily Blunt i John Krasinski (reżyser gra tu też jedną z głównych ról) są po prostu znakomici.
„Ciche miejsce” fanom dreszczowców może nieco przypominać doskonały, pomysłowy film „Nie oddychaj”, w którym „zasady gry” były bardzo podobne. Tam jednak grupa nastolatków musiała radzić sobie z jednym, niewidomym człowiekiem. Tu mamy aż trzy krwiożercze potwory! Emocje rosną zatem wprost proporcjonalnie, czego efektem końcowym jest film, na seansie którego widownia siedziała w absolutnej ciszy, a ci, którzy początkowo postanowili chrupać popcornem, bardzo szybko uznali, że nie jest to najlepszy pomysł.
Michał Derkacz
Ciche miejsce, reż John Krasinski, prod. USA, czas trwania 95 min, dystr. United International Pictures, polska premiera 13 kwietnia 2018
Film zobaczyłem w kinie Cinema City Wroclavia.
fot. materiały prasowe