Witaj szkoło! (21 Jump Street - recenzja)
2012-07-17 13:47:34Film scenarzystów „Jak poznałem waszą matkę” to ścisła czołówka komedii tego roku.
Generalnie rzecz ujmując, ostatnimi czasy komedie nieromantyczne zwykły popadać w dwie skrajności. Po jednej stronie mieliśmy te, których twórcy nie zdecydowali się na kategorię R, co skazywało ich na żarty o gazach, ciosach w jajka i najlepiej spektakularnych upadkach po uderzeniu w genitalia i wstępnym ogłuszeniu gazami. Natomiast na drugie flance szaleli odważni, dla których kategoria R powinna zmienić literkę na „F”, bo skoro już otrzymali najwyższe ograniczenie wiekowe, to zazwyczaj postanawiali wykorzystać to do maksimum, pakując w film tyle fucków, ile operacji plastycznych miał Mickey Rourke, z podobnym efektem sztuczności i karykaturalności (bez jego talentu, oczywiście).
Perełkami są te komedie, których autorzy potrafią odnaleźć swoisty złoty środek pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. Akurat w moim guście są zgrabne komedie z kategorii R i właśnie taka – na szczęście! – jest „21 Jump Street”, na której co chwilę rechotałem jak śp. Andrzej Lepper, kontestujący możliwość gwałtu na prostytutce.
Schemat wykorzystany w „21 Jump Street” wydaje się dość znany i oklepany. Film opowiada historię dwóch facetów – Schmidta (Jonah Hill) i Jenko (Channing Tatum), którzy w liceum nie za bardzo za sobą przepadali. Ten pierwszy był typowym nerdem, do tego wystylizowanym na grubaskowatego Eminema, drugi ze swoją burzą włosów i kurtką futbolową był z kolei idealnym królem balu, błyszcząc bardziej nieskazitelnymi zębami niż intelektem. Obaj decydują się na karierę w policji, a w akademii policyjnej zaprzyjaźniają się, pomagając sobie nawzajem. Jednak ich wyobrażenia o pracy policjanta zderzają się z brutalną rzeczywistością – zostają wysłani jako patrol rowerowy do parku, gdzie wyławiają ludziom frisbee z jeziora czy też pilnują, żeby dzieci nie karmiły kaczek. Do czasu, aż zostają przeniesieni do reaktywowanego policyjnego programu z lat 80. Jenko i Schmidt dostają zadanie infiltracji liceum i zapobieżenie rozprzestrzenienia się nowego narkotyku.
Jednak czasy się trochę pozmieniały i obydwaj nie za bardzo potrafią się odnaleźć w szkole XXI wieku. Żeby być cool, trzeba jeździć samochodem na biopaliwo, dbać o planetę i szanować homoseksualistów. A to z kolei, dodatkowo przy błędzie Jenko i niezapamiętaniu przez niego jego nowej tożsamości, predestynuje kędzierzawego Schmidta do bycia popularnym i lubianym. Próby zaktualizowania programów umysłowych, które podejmują obydwaj panowie, są zabawne na ponad sto decybeli, bo właśnie tak głośno będziesz co chwila wybuchać śmiechem. Gagi słowne, gagi sytuacyjne, atmosfera – to wszystko składa się na inteligentną, świeżą i naprawdę dobrą komedię, która w swoim gatunku wspina się na czołowe miejsca rankingu.
Ma ona oczywiście kilka minusów, które lekko zaburzają odbiór. Czarny kapitan, przełożony Jenko i Schmidta, jest nawet aż nazbyt przekoloryzowany. Widać, że Ice Cube wczuł się potężnie w rolę, natomiast słowo „motherfucker” w każdym zdaniu ze śmiesznego robi się męczące. Nie przekonują mnie także nadal umiejętności aktorskie Tatuma, chociaż zaprezentował się rzetelnie. Ponadto wydaje mi się, że w drugiej połowie filmu energia trochę siada – choć nie wyrażam tego sądu kategorycznie, gdyż mógł on być spowodowany przez pragnący się wydostać wypity wcześniej napój.
Z czystym sercem mogę polecić „21 Jump Street” – jako komedię świeżą, mocną i cholernie zabawną. W końcowych scenach czeka widzów niespodzianka, niezapowiedziana w czołówce, która jest bardzo miłym akcentem, dobrze podsumowującym całość – zgrabną i naprawdę udaną!
21 Jump Street, reż. Chris Miller, Phil Lord, prod. USA, czas trwania 109 min, dystr. UIP, premiera 13 lipca 2012
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: