LAF: Benek na prezydenta
2010-08-12 13:25:18Nosiciel wszelkich narodowych wad pokonuje szarą rzeczywistość i zwycięża życie i smutnych panów dybiących na jego wybrankę i interes życia. Takich bohaterów jak „Benek” kochamy.
Powiedzmy sobie szczerze – my tu w Polsce nie lubimy górników. Przestają być utożsamiani ze stachanowskim wysiłkiem wydobywania czarnego złota, obecnie coraz częściej kojarzą się raczej z głośnymi strajkami. Dlatego zrobienie sympatycznego i optymistycznego filmu o górnikach wydawałoby się przedsięwzięciem ponad siły. A jednak się udało.
Tytułowy Benek to 29-latek, który męczy się w kopalni i życiu prywatnym – mieszkając z matka i rodziną starszego brata, nie ma własnego kąta, jest popychadłem i w pracy i w domu. Dlatego naturalną dlań decyzją jest odejście z pracy i skorzystanie z 40 tys. odprawy, którą przeznacza na własną kawalerkę. Okazuje się, że życie na własny koszt nie jest takie proste, szczególnie że o pracę inną niż u naciągaczy ciężko. Na domiar złego piękna Danka z lombardu zamiast robić do Benka maślane oczy, straszy go policją za ciągłe nachodzenie.
„Benek” to film bardzo sympatyczny i ciepły, czego nie niszczy ponura sceneria Śląska. Stereotypowy obraz Śląska pełnego hałd i zaniedbanych familoków wręcz wydobywa z filmu jego magię. Można się pozytywnie podbudować, gdyż losy bohaterów pozwalają uwierzyć, że każdy ma prawo do naprawienia swoich błędów i wyjścia na prostą. Pijacy stają się sumiennymi pracownikami, agresywni bezrobotni ćwiczą swe talenty pedagogiczne, mafiosi potulnieją, a życiowe sieroty rozkręcają interes życia i dostają rękę królewny z lombardu. Z aktorów wyróżnia się zdecydowanie debiutujący na ekranie Marcin Tyrol i jego filmowy brat Eryk, czyli Zbigniew Stryj, nagrodzony Złotymi Lwami.
Film Glińskiego posiada wszelkie cechy, aby odnieść komercyjny sukces, jednak film miał premierę w Polsce dopiero w czerwcu tego roku. Wstyd, panowie z Syrena Films, straciliście trzy lata.
Spotkanie autorskie z Robertem Glińskim, 7 sierpnia, LAF
„Łatwo byłoby zrobić depresyjny film o Śląsku, bo nie ma pracy, bo jest tak depresyjnie. Zrobiłem film pogodny, bo pogoda ducha i humor jest w ludziach” – tak można by streścić wystąpienie Glińskiego i w zasadzie wykorzystać temat.
Dyskusja późnym wieczorem w kinie Skarb toczyła się głównie wokół obrazu Śląska, gdyż na sali okazało się być wielu Ślązaków lub Śląskofili. Reżyser zebrał cięgi za zbyt turpistyczny obraz regionu, epatowanie patologiami, biedą i alkoholizmem, czyli wszystkimi elementami układanki, jaka składa się na hasło Śląsk w postrzeganiu niezorientowanych. Rozważania na temat socjologicznego portretu regionu były przerywane co rusz nawołaniami o rzetelność, również ze strony skruszonego Glińskiego, który raz po raz tłumaczył się przecież, że „Benek” to film fabularny, a nie dokument. Rozjuszonych dyskutantów pogodził dopiero postulat o wycięcie sceny bicia górników przez sztygara.
W momentach, kiedy Gliński miał możliwość wyjść poza ramy dokumentacji Śląska, opowiadał całkiem zajmująco o pochodzeniu głównego wątku. Okazuje się, że podobna historia została sportretowana w serialu „Serce z węgla” Ireny i Jerzego Morawskich, autorów scenariusza „Benka”.
Robert Gliński jest człowiekiem naprawdę nieziemsko spokojnym, wytrzymał całe pastwienie się nad scenariuszem, ale żachnął się dopiero na zarzut o niewiarygodności rozwiązań fabularnych, że bohaterowi źle się wiedzie, a potem chwyta byka za rogi i odnosi kapitalistyczny sukces. Reżyser stwierdził, ze takie scenariusze pisze życie i jeszcze parę miesięcy temu każdy wyśmiałby film o katastrofie samolotu rządowego, w którym ginie niemal cała polska reprezentacja polityczna. „Benek” to przede wszystkim bajka czy baśń, w drugim rzędzie film o polskim kapitalizmie. O tym trzeba pamiętać i przede wszystkim dobrze się przy „Benku” bawić.
Tekst powstał podczas Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu (6-15 sierpnia 2010)
Karolina Kuśmider
(karolina.kusmider@dlastudenta.pl)