Jeden za jednego (Trzej Muszkieterowie - recenzja)
2011-10-18 09:58:30„Trzej muszkieterowie 3D” w kinach – bluźnierstwo, błogosławieństwo czy może próba ożywienia legendy, która szybko może spaść w otchłań niepamięci?
Atos (Matthew Macfadyen), Portos (Ray Stevenson) i Aramis (Luke Evans) zmagają się z brakiem muszkieterowych zajęć, których już za niedługo będą mieli przesyt – złowrogo piękna Milady (Milla Jovovich), jako podwójna agentka kardynała Richelieu (Christoph Waltz) i księcia Buckingham (zbytnio przerysowany Orlando Bloom), robi wszystko, żeby doprowadzić Anglię i Francję do wojny. Trzem muszkieterom przychodzi też niańczyć młodego D’Artagnana, który reprezentuje wszystko, czym kiedyś byli. Szczęk szpad jest nieunikniony – spodziewaj się niespodziewanego!
„Trzej muszkieterowie” są jedną z najczęściej wykorzystywanych franczyz w historii kina. Grali ich zarówno aktorzy klasy C, jak i z najwyższej półki. Budżety filmów o nich miały wysokość lepianki z krowich odchodów, ale były też wśród nich prawdziwe drapacze chmur. Po tym, jak do kin zawitał trzeci wymiar, tylko kwestią czasu była kolejna odsłona przygód drużyny trzech królewskich muszkieterów i aspirującego do tego miana D’Artagnana.
Za najnowszą wersję wziął się twórca schodzącej z kolejnymi częściami na półmartwe psy sagi „Resident Evil” – Paul W.S. Anderson. Tak jak w swoim filmowym oczku w głowie, tak i w „Trzech muszkieterach” Anderson postanowił zatrudnić swoją żonę, czyli piękną i uwodzicielską Millę Jovovich, która jest najjaśniejszą spośród gwiazd tego filmu – przynajmniej jak dla mnie, czyli szowinistycznego impertynenta, któremu wystarczy, jak kobieta śmignie gołą nogą przed oczami. Natomiast zaskakująco słabo wypada genialny przecież aktor, jakim jest Christoph Waltz. W ogóle bardzo ciekawa jest przyjęta w tej wersji koncepcja, w której Richelieu, dotychczas absolutnie centralna postać, jest jakby wycofany, choć oczywiście nie schowany. Waltz może nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak wysoko umieścił poprzeczkę rolą Hansa Landy, bo to kolejny film, w którym naprawdę niczym się nie wyróżnia. Pozytywnym aktorskim zaskoczeniem jest młody Logan Lerman, grający w sposób bardzo przyzwoity rolę D’Artagnana.
Miałem wrażenie, że film pod względem jakości i akcji podzielony został na dwie części. Pierwsza była szybka, bardzo żartobliwa i kokietująca widza, niezwykle przyjemna w odbiorze, natomiast druga już postanowiła być przynudnawa, pomimo wybuchów i innych śmignięć szabelką (rapierkiem? szpadką?). W owej drugiej części fascynujące są pojedynki podniebnych statków, które – co trzeba oddać twórcom – zostały sprawnie wymyślone i przygotowane. Przyczyn zwolnienia tempa w późniejszych akordach filmu upatrywać można w nadmiernym rozwinięciu wątku, który mógłby być naprawdę zabawną interludą między zmaganiami muszkieterów z Richelieu. Mianowicie chodzi mi o postać króla i jego modowe rozterki. Jako przerywnik – bomba, rozśmiesza bezbłędnie całym swoim wizerunkiem i wypowiedziami. Niepotrzebnie jednak tak mocno osadzono fabułę na konieczności odzyskiwania diamentów królowej, bowiem tak z rozbrajającego jingla, król stał się namolną karykaturą, która przestaje śmieszyć. To jak dla mnie błąd podczas pisania scenariusza, który poważnie zaważył na ostatecznym wrażeniu.
Które to ostateczne wrażenie jest w rezultacie, mimo wszystko, pozytywne. Na siłę można by się było czepiać każdego elementu tego filmu, ale zamiast tego, można się skupić na jego atutach: ładnych efektach specjalnych i 3D, zabawnych dialogach, ciekawych choreografiach walk i ogólnie pomysłach, których twórcy mieli zaskakująco dużo. Pasuje do tego filmu takie wyświechtane i proste, ale najbardziej trafione, określenie: „fajny”. I nic poza tym. Można go porównać do „Robin Hooda” z Russellem Crowe – ta paralela skazuje jednak nowych „Muszkieterów” na zapomnienie.
Ostatnia scena nie tyle sugeruje, co otwarcie zaprasza nas na sequel „Trzech muszkieterów”. Jeśli będzie taki, jak pierwsza połowa poprzednika, to pewnie warto będzie go zobaczyć. Choć ja i tak go obejrzę, bo skoro katuję się kolejnymi częściami „Resident Evil” tylko z powodu jakiegoś niewyjaśnionego sentymentu, to tym chętniej podłożę głowę pod kolejną gilotynę w postaci kontynuacji przygód poniekąd bohaterów z dzieciństwa. Dumas pewnie nie byłby zachwycony – ale z angielska: who cares?
Trzej Muszkieterowie 3D, reż. Paul W.S. Anderson, prod. Francja, Niemcy, Wielka Brytania, czas trwania 110 min, dystr. Monolith Films, premiera 14 października 2011
Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała dzięki uprzejmości: