Hollywood ratuje ludzkość (Prometeusz - recenzja)
2012-07-24 12:48:43„Prometeusz” kłuje w oczy nachalnym przesłaniem, jest pompatyczny i do bólu politycznie poprawny. Ma jednak jedną olbrzymią zaletę – nie sposób się na nim nudzić.
Ridley Scott przenosi nas na koniec XXI wieku. Statkiem kosmicznym Prometeusz leci z Ziemi ekspedycja, która gdzieś na krawędziach wszechświata ma spotkać naszych stwórców – rasę Inżynierów. To oni mieli dziesiątki tysięcy lat temu dać nam życie. W ekipie, która leci na spotkanie z naszymi kosmicznymi ojcami, znajduje się para archeologów - Elizabeth Shaw (Noomi Rapace) i Charlie Holloway (Logan Marshall-Green), przedstawicielka finansującej wyprawę korporacji Weyland Corporation - Meredith Vickers (Charlize Theron), kapitan statku Janek (Idris Elba), botanik Milburn (Rafe Spall) i geolog Fifield (Sean Harris). Całą gromadką opiekuje się bardzo ludzki android David (wyróżniający się Michael Fassbender).
Najnowszy film twórcy „Łowcy androidów” jest produkcją na wskroś hollywoodzką. Nie trudno znaleźć w niej wszystko to, do czego przyzwyczaiły nas tytuły z Fabryki Snów. Nie może więc zabraknąć solidnej porcji moralizatorstwa, nachalnego przesłania (och, jakże silny jest człowiek), podlanej soczystym patetycznym sosem McFilozofii. Pojawiają się naiwne pytania o kwestie wiary (co z Bogiem, jeśli stworzyli nas kosmici?), kwestie człowieczeństwa (na ile ludzki może być android?), jest też dyżurny hollywoodzki straszak – zła, opływająca w biliony dolarów korporacja. Scott pamiętał też, żeby dopieścić zwolenników politycznej poprawności. W jednej ze scen do największego poświęcenia gotowych jest trzech bohaterów – czarnoskóry, biały i Azjata.
Mimo zapowiedzi, „Prometeusz” to nie kolejna przypowieść o Obcym. Oczywiście, Scott uchyla rąbka tajemnicy na temat ósmego pasażera Nostromo (robiąc to na tyle sprytnie, że zostawia sobie otwartą furtkę dla kolejnych sequeli, prequeli i innych nabijaczy kasy), jednak w warstwie narracyjnej i gatunkowej jego najnowszy film ma mało wspólnego z popularną serią. Przede wszystkim, „Prometeusza” trudno nazwać horrorem. To raczej zrealizowana z rozmachem baśń, miejscami, przyznaję, dość brutalna. Fabuła nie ogranicza się do polowania na kolejnych członków załogi i zgładzania ich w jakiś wymyślny sposób. Ridley Scott tworzy zupełnie nową opowieść, w której Obcy jest jedynie jednym z elementów układanki.
Do „Prometeusza” można mieć całą masę zastrzeżeń – internauci już doszukują się kolejnych błędów logicznych w filmie, można zżymać się na patos i napuszenie, załamywać ręce nad brakami w fabule. Jednak to naprawdę sprawnie zrealizowane, trzymające w napięciu kino, ze świetnymi zdjęciami Dariusza Wolskiego i powalającymi efektami specjalnymi. Wyłączając krytyczne myślenie, będziemy się na nim dobrze bawić.
Prometeusz, reż. Ridley Scott, prod. USA, czas trwania 124 min, dystr. Imperial - Cinepix, premiera 20 lipca 2012
Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)