Recenzje - Kino

Facebook me

2010-10-20 11:57:34

David Fincher w najwyższej formie. „The Social Network” to uzasadniony powód, aby napisać na swojej tablicy „Idę do kina” i dostać kilka like'ów.

Jesień 2003 roku. Urodzony 21 lat wcześniej Mark Zuckerberg (Jesse Eisenberg) właśnie dostał się na Harvard, uzyskując maksymalny wynik z egzaminu SAT, ichniejszej matury. Podczas rozmowy ze swoją dziewczyną Ericą nie kryje swojego geniuszu, podważając jej inteligencję w związku z faktem, że uczęszcza ona tylko do stanowego uniwersytetu w Bostonie. Chwilę później Mark, już jako świeżo upieczony singiel mimo woli, wraca do akademika, wyjmuje piwo z lodówki, siada do dwóch komputerów naraz i szykuje zemstę. Będąc pijanym, koduje w kilka godzin serwis do porównywania aparycji harvardzkich studentek, łamiąc wszystkie zabezpieczenia uniwersyteckiej sieci, dzięki 22 tysiącom wyświetleń w ciągu dwóch godzin w końcu ją przeciążając, w międzyczasie jeszcze pisząc bloga. A to tylko próbka umiejętności tego ponadprzeciętnie uzdolnionego informatyka. Oto historia fenomenu, który przeniósł społeczeństwo co najmniej na poziom 2.0. Oto historia portalu Facebook, a w zasadzie jego enigmatycznego twórcy...

Czy powstanie strony związane jest z kradzieżą pomysłu od braci Winklevoss, bogatych i popularnych studentów, który poprosili Marka o pomoc w stworzeniu strony HarvardConnect, pozwalającej studentom jednej z najlepszych uczelni na świecie na wymianę poglądów i współdzielenie zdjęć? Czy Zuckerberg to zdrajca, który wykorzystał finansowo swojego przyjaciela Eduaro Saverina (Andrew Garfield), aby za namową Seana Parkera (Justin Timberlake), innego nastoletniego milionera-przedsiębiorcy, zostawić go na lodzie? Czy sukces portalu Facebook okupiony został krwią, kradzieżą i zdradą, czy może jest to wynik innowacyjnego i genialnego umysłu 21-latka z Harvardu, który katorżniczą pracą wcielił swój własny pomysł w życie?

Te i inne pytanie postawione zostały (podobno, nie miałem okazji się z nią zapoznać) w książce Bena Mezricha pt. „The Accidental Billionaires”, na podstawie której Aaron Sorkin napisał scenariusz do „The Social Network”. Reżyserii tego obrazu podjął się prawdziwy geniusz – David Fincher, w którego reżyserskiej filmografii znajdziemy same brylanty – z „Se7en”, „Fight Club” i „The Game” na czele (wybór subiektywny). Od razu muszę przyznać, że gdybym miał w tym momencie wymieniać najlepsze filmy Finchera, do powyższej listy bez wahania dołączyłbym „The Social Network”.

Świetnie napisany scenariusz i wirtuozeria reżyserska sprawiła, że historię Marka Zuckerberga ogląda się naprawdę świetnie i z zapartym tchem. Fabuła nie jest przedstawiona liniowo – widz co rusz przenosi się z jednego okresu czasowego do drugiego. Obserwujemy Marka, znów siedzącego przy swoim komputerze i kodującego stronę, by za chwilę przenieść się do sal, w których toczą się równolegle dwa procesy Zuckerberga – przeciwko Winklevossom i Saverinowi – gdy Facebook jest już u szczytu swojej potęgi. To dodaje filmowi dynamiki, której z założenia opowieść o informatyku, kodującym stronę internetową, zdecydowanie potrzebuje.

Odtwórca głównej postaci, Jesse Eisenberg zagrał swoją do tej pory życiową rolę. Stworzył kreację dumnego z siebie geniusza, o niezachwianej pewności swoich umiejętności, równocześnie nieobnoszącego się ze swoim wielkim dziełem i na swój sposób skromnego, przynajmniej do czasu, aż ktoś nie spyta go o Facebooka. Czy Mark Zuckerberg jest taki naprawdę – jeszcze nie poznałem go osobiście, wciąż nad tym pracuję. Czytałem jednak wypowiedzi jego współpracowników: w siedzibie firmy, w Palo Alto w Kalifornii, Mark nie ma własnego biura, tylko pracuje na sali razem z innymi, od rana do wieczora, co zresztą zostało uwiecznione  filmie. Co ciekawe, twórca Facebooka wziął wszystkich podwładnych na seans „The Social Network”. Podobno film mu się podobał, był dla niego całkiem zabawny, jednak stanowczo się od niego odcina. Przed premierą chodziły słuchy, że Facebook planuje zablokować wejście dzieła Finchera do kin – a może były to standardowe, hollywoodzkie plotki, które tylko podgrzewają atmosferę wokół filmu, czyniąc zadość marketingowej stronie jego „sprzedaży”.

Generalnie rzecz ujmując, cały casting wypadł tutaj bardzo profesjonalnie, praktycznie każda rola została obsadzona właściwie. Stworzony został solidny monolit, z którego nikt szczególnie się nie wybija, ale może to też metafora – w obliczu Facebooka wszyscy jesteśmy przecież równi (bardzo to naciągane). Wracając jednak na chwilę do Eisenberga: miejscami wydawał mi się nieczytelny. Najwidoczniej naoglądał się za dużo „Rainmana” i postanowił zrobić z Zuckerberga savanta o bardziej rozbudowanym kontakcie z rzeczywistością niż Raymond Babbitt. Eisenberg nie jest jednak konsekwentny w tym wyborze stylu – pomiędzy scenami, gdzie unikający wzroku rozmówcy Mark przemyka na ekranie, kierując swoje kroki w kierunku ukochanego laptopa, mają miejsce takie sytuacje, jak specyficzny sposób rekrutacji do teamu Facebooka czy wizyta w toalecie z groupie. Wszelako jest to tylko drobne, mało znaczące uchybienie, które nie umniejsza przyjemności oglądania filmu.

Na ogromnego plusa zasłużyły zdjęcia i muzyka. Za ten pierwszy element odpowiada Jeff Cronenweth, który współpracował z Fincherem przy „Podziemnym kręgu”, stąd o jakości jego ujęć nie muszę się zbytnio rozwodzić – są one po prostu świetne, szczególnie te z wyścigu wioślarskiego. Natomiast niesztampowa, industrialno-ambientowa muzyka Trenta Reznora i Atticusa Rossa długo nie pozwala o sobie zapomnieć, idealnie dostosowując się do tego, co ma miejsce na ekranie.

„The Social Network” jest obrazem kompletnym, dopracowanym, wspaniale napisanym i nakręconym. Opowiada historię młodego geniusza, który w bardzo krótkim czasie stał się miliarderem, stara się ukazać jego rozterki i przemyślenia, a za pomocą przekonującego Justina Timberlake'a wskazuje na bezlitosne aspekty wielkiego biznesu. I tak właśnie trzeba odczytywać ten film. Bowiem gdyby miało się go interpretować jako studium fenomenalnego (wydźwięk słowa neutralny) zjawiska, jakim jest Facebook, „The Social Network”, przynajmniej według mnie, poniósłby porażkę. Może poza jedną sceną, kiedy Saverin otrzymuje ostrą reprymendę od swojej, zawładniętej obsesją, dziewczyny za to, że nie zmienił statusu z „Wolny” na „W związku”. Potencjał tej socjologicznej rewolucji pozostaje nadal niewykorzystany i czeka na śmiałka, który zechce się z nim zmierzyć. A byłby to naprawdę cholernie ciekawy materiał do sfilmowania.

W jednym z wywiadów, Mark Zuckerberg powiedział: „Wolałbym, żeby film o mnie powstał dopiero po mojej śmierci”. Szczerze mówiąc, nie dziwię mu się. Obecnie 26-letni człowiek sportretowany został bowiem dość brutalnie. Czy rzeczywiście jest to portret, czy może tylko karykatura rodem z Krupówek – o tym wiedzą tylko nieliczni. Dla mnie pewne jest jedno: jeśli Zuckerberg do tej pory nie miał partnerki, to sceny z Ericą na pewno nie pomogą mu w jego miłosnych podbojach.

Swoją drogą, niezwykle znamienne jest to, że to właśnie Mark Zuckerberg, najmłodszy miliarder w historii, został bohaterem hollywoodzkiej produkcji. Do tej pory nie powstały bowiem filmy o np. Steve'ie Jobsie, czy Billu Gatesie, choć ich wkład w sektor IT jest nie do przecenienia. Może ich historie nie były specjalnie filmowe, a może to oznaka niebywałego wpływu, jaki wywarł Facebook na społeczeństwie XXI wieku. Prawdopodobnie czytając te słowa, w innej karcie przeglądarki widnieje u Ciebie biała literka „f” na niebieskim tle. U mnie tak właśnie jest.

O „The Social Network” można by napisać naprawdę wiele – multiaspektowy charakter tego filmu oraz rozważania zdecydowanie wykraczające poza srebrny ekran to przyczynek do szerokiej dyskusji na temat młodych geniuszy, małoletnich biznesmenów, serwisów społecznościowych i ich coraz silniejszego oddziaływania na nasze codzienne życie. A to tylko wycinek tego, co można wyciągnąć z filmu Finchera, wystarczy się w niego „wgryźć” i solidnie go przetrawić. Nie twierdzę, że udało mi się zauważyć wszystko – ba, jestem od tego bardzo daleki. I tym lepiej dla filmu – jeśli wywołuje on tyle pytań, daje się interpretować na kilka różnych sposobów i nie pozostawia widza w obojętności wobec tego, co dzieje się na ekranie.

Obok „Incepcji”, jest to dla mnie jeden z najlepszych filmów tego roku. Polecam go każdemu. Sam na pewno jeszcze raz pobieżę nań do kina, chociażby dla muzyki. A teraz pozwól, że wrócę do oglądania zdjęć znajomych na ich profilach.

Ps. Na podstawie jakiego klucza dobierane są tytuły filmów, które tłumaczy się na język polski? Czy jest to jedynie uzależnione od finezji tłumacza, który np. z „Die Hard” robi „Szklaną pułapkę”, a „Dirty Dancing” przekłada na „Wirujący seks”? Dobrze, że „The Social Network” zachowało swoją oryginalną nazwę – chyba nie byłbym w stanie przeżyć takiego tytułu, jak np.„Facebook: Kłamstwa, zdrady i pieniądze”.

Wojciech Busz
(wojciech.busz@dlastudenta.pl)

Oceny (w skali 2.0 - 5.0):
Wojciech Busz: 5.0
Jerzy Ślusarski: 5.0 (film, który definiuje nasze czasy)

Recenzja powstała dzięki:

Słowa kluczowe: Mark Zuckerberg, recenzja, premiera, kino, the social network, facebook, Jesse Eisenberg
Komentarze
Redakcja dlaStudenta.pl nie ponosi odpowiedzialności za wypowiedzi Internautów opublikowane na stronach serwisu oraz zastrzega sobie prawo do redagowania, skracania bądź usuwania komentarzy zawierających treści zabronione przez prawo, uznawane za obraźliwie lub naruszające zasady współżycia społecznego.
Zobacz także
Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Civil War
Civil War - recenzja

Dlaczego jest to jeden najlepszych filmów 2024 roku?

Polecamy
The Kissing Booth 2 - recenzja

Czy warto obejrzeć kontynuację hitu na platformie Netflix?

Przypadkowy przechodzień
Przypadkowy przechodzień - recenzja spoilerowa

Czy film bez głównego bohatera może się udać?

Polecamy
Premiery filmowe
Zapowiedzi filmowe
O nich się mówi
Ostatnio dodane
Kolor purpury
Kolor purpury (2024) - recenzja DVD

Czy warto zobaczyć remake musicalu Stevena Spielberga?

Andrew Scott, Ripley
Ripley - recenzja serialu

Serial Netflix to nowa ekranizacja książki "Utalentowany pan Ripley".

Popularne
25 najlepszych filmów wszech czasów
25 najlepszych filmów wszech czasów

Magazyn "Empire" wybrał najlepsze filmy wszech czasów. Zapraszamy do obejrzenia ścisłej czołówki rankingu!

Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi
Najlepsze filmy dla zjaranych ludzi

Dym w płucach często łączy się z oglądaniem filmów. Prezentujemy 20 idealnych filmów na wieczór z zielskiem.

12 najlepszych filmów psychologicznych
12 najlepszych filmów psychologicznych

Przedstawiamy najlepsze filmy psychologiczne, które każdego oglądającego zmuszą do refleksji!