|
|
W Paryżu, pod numerem 36, na ulicy Quai des Orfèvres, mieści się siedziba główna policji. W niej rozgrywa się wewnętrzna rywalizacja między komisarzem Denisem Kleinem (w tej roli Gerard Depardieu) a Leo Vrinksem (Daniele Auteuil). Oto w skrócie charakterystyka filmu, na który Francuzi walili drzwiami i oknami do kin.
Francja jest bezapelacyjnie potentatem kina akcji na Starym Kontynencie (jeśli uwzględnić wspaniałe, zapierające dech w piersiach rozmachem seriale policyjne to może dorównują jej Niemcy). Potęga ta nie jest niczym nowym. Postaci Alaina Delona oraz Jean-Paula Belmondo z pistoletem w ręku są w pamięci widzów równie wyraźne, co Seana Connery czy Rogera Moora.
Jeżeli chodzi o potocznie pojmowane kino współczesne to przełomowy okazał się rok 1990. Do kin trafił wtedy czwarty pełnometrażowy film Luca Besson – Nikita, który okazał się międzynarodowym przebojem, przez widzów otoczonym nimbem filmu kultowego. Od tego czasu Besson stał się prawdziwym guru francuskiego kina sensacyjnego. Trudno dziś o film (akcji naturalnie) z nad Sekwany, w którym palców nie maczałby Besson. Jego nazwisko stało się swoistym symbolem sukcesu kasowego – taki francuski ekwiwalent Jerrego Bruckenheimera. Choć loga firmy Bessona 36 nie posiada, spełnia drugi warunek pewnego(!) sukcesu finansowego. Tym razem są nim dwa nazwiska: Daniele Auteuil i Gerard Depardieu -prawdziwe gwiazdy francuskiego kina. To między innymi, a może przede wszystkim dlatego, film 36 w reżyserii Oliviera Marchala promowany jest jako najbardziej męski pojedynek od czasów Gorączki . Dla Francuzów rzeczywiście zderzenie na ekranie tych dwóch aktorów może wyglądać jak pojedynek Roberta De Niro z Alem Pacino w filmie Michela Manna (ciekaw jestem, co by było gdyby jakiemuś polskiemu producentowi przyszedł do głowy podobny pomysł, po jednej stronie stanąłby na pewno Bogusław Linda a po drugiej…Andrzej Grabowski?!).
Pozytywny jest fakt, iż twórcy filmu nie postawili na widowiskowość. Nie ma klipowego montażu, charakterystycznego dla tego typu produkcji, nie ma, często niedopracowanych, efektów specjalnych, ani nieuzasadnionego przyśpieszania tempa akcji. Realizatorzy skoncentrowali się na grze aktorskiej. Szkoda tylko, że nie wykorzystali w pełni potencjału, jaki mieli w rękach. Reżyser stara się abyśmy od początku sympatyzowali z tym dobrym, który, suma sumarum, i tak wyjdzie na swoje, a zły użyźni glebę, czyli dostajemy klasyczny film policyjny. Czarne jest czarnym, białe białym nic nas nawet nie próbuje zaskoczyć.
Dwa element natomiast zasługują na aplauz – zdjęcia i muzyka. Za pierwsze odpowiedzialny jest Denis Rouen, operator, który karierę rozpoczął na planie kolejnych odsłon (dwie interpretacje jak najbardziej dopuszczalne) Emmanuelle, tworzy - poprzez użycie odpowiedniego filtra oraz sprawnie manewrując obiektywem szerokokątnym -specyficzny zimny klimat. Wspaniałym jego uzupełnieniem jest muzyka, ocierającego się o klimaty trip-hopu, duetu Erwann Kermorvant, Axelle Renoir.
Podsumowując, 36 jest dobrze skrojonym obrazem sensacyjnym. Nie tak typowym dla współczesnych europejskich produkcji, nie ma w nim turboprzyśpieszenia, a odpowiednio tonowany i podawany tok akcji. 36 wpisuję się ponadto w modny ostatnimi czasy nurt filmu policyjnego o twardych mężczyznach (czy to nie wieje obiecującym retro), o glinach nie owijających w bawełnę, robiących swoje (rekordy popularności w tej dziedzinie bije ostatnio, niedostrzeżony w mediach – południowokoreański Infernal Affairs), którego kulminacją będzie powrót „Sonny' Crocketta i Ricardo Tubbsa z kultowego Miami Vice. 36 może być więc dla miłośników gatunku jedną z zapowiedzi i niejako rekompensatą oczekiwania na wspaniale zapowiadający się film oparty o kultowy przecież serial, w reżyserii wspomnianego już mistrza gatunku - Michela Manna. Sam film Oliviera Marchla przebrzmi bowiem szybko. |